fbpx
Masz pytanie? Zadzwoń 24h! +48 795 790 719 kancelaria@mentorgroup.pl

Dlaczego bogaci turyści nie przyjeżdżają do Zakopanego?

Podczas wakacji, nawet mimo kiepskiej pogody, zakopiańscy przedsiębiorcy nie mają co narzekać i spokojnie czekać na zimę. W Zakopanem, mieście liczącym ponad 28000 obywateli działa prawie sześć tysięcy firm, a większość z nich to firmy rodzinne, prywatne, mikrofirmy świadczące usługi hotelarskie, przewozowe albo gastronomiczne. Prawie każda zakopiańska rodzina prowadzi mniejszy lub większy biznes. I nie powinno to nikogo dziwić, w końcu miasto odwiedza nawet trzy miliony turystów rocznie, co daje nawet miliard złotych, czyli nie najgorsze pieniądze. Ale resztę, i ta reszta to nie są ogryzki, zgarnie kilkoro dużych inwestorów, którzy włożyli w podtatrzańskie biznesy po kilkadziesiąt milionów złotych i kontrolują kluczowe punkty Zakopanego.

Małgorzata Chechlińska ma udziały w restauracji Czarci Jar i trzech dużych hotelach: Czarnym Potoku oraz luksusowych Belvedere i Litwor. Każdy z nich jest wart 30-50 mln zł. Wprawdzie mamy dopiero początek sierpnia, ale dla Chechlińskiej sezon wakacyjny już się skończył. Turyści, których ściągnęła na tegoroczne lato, to efekt pracy wykonanej zimą i wiosną, kiedy jej firma Trip zabiegała o zlecenia z zagranicznych agencji turystycznych i reklamowała usługi na targach. W lipcu obłożenie w jej hotelach sięgało 65 proc., a mniej więcej co czwarty gość był klientem z zagranicy. ? To bardzo dobry wynik, bo lipiec jest dla nas najgorszym miesiącem w roku. Gorszym nawet od listopada ? mówi Chechlińska, której spółka obsługuje przede wszystkim klientów korporacyjnych, a ci w lipcu oddalają się na urlopy, a nie szkolenia i konferencje. To także zasługa nowej polityki cenowej. Pięciogwiazdkowy hotel Litwor obniżył na wakacje ceny o ponad połowę – trzydniowy (dwa noclegi) urlop dla dwojga zamiast 1700 kosztuje 800 zł. Wychodzi 200 zł za noc.

Klasa ekonomiczna wciąż najpopularniejsza

Jednak dla większości turystów przybywających do Zakopanego takie ceny to nadal abstrakcja. W trzymilionowej masie turystów odwiedzających co roku miasto dominują bowiem goście z kategorii ekonomicznej. Zakopiańczycy nazywają ich pogardliwie grillowymi, bo stać ich jedynie na względnie tanie dania z grilla. Mistrzem wykorzystywania efektu skali turystyki grillowej jest Andrzej Stoch, największy restaurator w Zakopanem. W przeciwieństwie do Małgorzaty Chechlińskiej, która pochodzi z Warszawy i osiedliła się na Podhalu 20 lat temu, Stoch jest miejscowy. Ci, którzy pamiętają PRL, nazywają go świniarzem, bo jego pierwszym biznesem była hodowla trzody chlewnej w podzakopiańskim Zębie. Na początku lat 80. ten krępy góral o zaokrąglonej twarzy dzień w dzień bladym świtem ruszał w miasto i za bezcen kupował karmę dla zwierząt – odpadki z zakopiańskich restauracji. Potem przerzucił się na handel elektroniką. Do czasu kiedy w zagadkowych okolicznościach spłonęła jego hurtowania sprzętu RTV.

Kilka lat walczył o odszkodowanie, a uzyskane w końcu od ubezpieczyciela pieniądze zainwestował w przyszłościową branżę restauracyjną. W 1990 roku za milion dolarów kupił hotel i restaurację Morskie Oko. Z czasem poszerzył działalność o restauracje Kolorowa i Jędruś, teren po słynnym przed laty Cocktail Barze, hotele ośrodki wczasowe Panorama na Antałówce i Salamandra w Kościelisku, a także punkty gastronomiczne pod Wielką Krokwią. Kiedyś ekskluzywne miejsca Andrzej Stoch zamienił w przystępne cenowo lokale dla przeciętnego zakopiańskiego turysty. W Morskim Oku można kupić hamburgera, a w Kolorowej pieczoną kiełbaskę.

Konkurenci z branży restauracyjnej przyznają, że Stoch prowadzi interesy po góralsku. Telefon odbiera, albo nie. Zdarza mu się zaspać i pojawić w firmie z kilkugodzinnym spóźnieniem, a potem pracować przez parę dni po 16 godzin. Stoch niechętnie udziela informacji na temat firmy. Wiadomo jednak, że spółka Angela, przez którą zarządza zakopiańskim biznesem, ma około 50 mln zł rocznych przychodów i kilka milionów złotych zysku. Niewiele mniejszy biznes prowadzi Andrzej Gut-Mostowy. Poseł PO rozpoczął walkę o kawałek zakopiańskiego tortu turystycznego 16 lat temu. Razem ze wspólnikiem kupił na kredyt rozpadający się hotel Sabała w dolnej części Krupówek i położoną po sąsiedzku restaurację Siklawa. Wyremontowane w tradycyjnym stylu hotel i restaurację na kredyt spłacił w kilka lat. Potem zainwestował w położoną niedaleko Nosala wielką karczmę Przy Młynie i został  udziałowcem dochodowej stacji narciarskiej Witów Ski (15 km od Zakopanego). Ma też parę działek na Podhalu. Razem jego zakopiańskie aktywa są warte przynajmniej 20 mln zł. Jednak kolejnych inwestycji nie przygotowuje.

Nie jest pod tym względem wyjątkiem. Żaden z dużych inwestorów działających w Zakopanem od kilku lat nie przeprowadził w mieście znaczącej inwestycji. Stoch  ostatnio kupił nieruchomości w Krakowie, a z Agencją Mienia Wojskowego zawiązał spółkę, która kontroluje lotnisko wojskowe w Rudnikach pod Częstochową. Od lat nie chce też dokończyć rozpoczętego remontu górnych kondygnacji Morskiego Oka. Małgorzata Chechlińska wybudowała następny wielki hotel, ale pod Warszawą. Syndyk masy upadłościowej krakowskiego dewelopera Salwator od trzech miesięcy nie może znaleźć nabywcy na nieukończony przez niego hotel w dobrym punkcie miasta mimo obniżenia ceny. Nawet Adam Bachleda-Curuś, największy posiadacz ziemski w Zakopanem (ma w mieście i jego okolicach około 15 hektarów działek o wartości blisko 100 mln zł) dywersyfikuje działalność i jeśli wydaje pieniądze, to przede wszystkim poza Zakopanem.

Źródło: http://biznes.newsweek.pl/strzyzenie-ceprow–czy-turysci-uciekna-z-zakopanego,80791,1,1.html

Przeczytaj również: